Święta przeminęły, jak z bicza strzelił, pozostawiając mi po sobie (prócz tego, co znalazłam pod choinką) dwa dodatkowe kilogramy na mej osiej talii. Ale to tylko świadczy o tym, że wigilijna kolacja i cała reszta świątecznej stawy była przepyszna - dosłownie grzechu obżarstwa warta...
Niestety razem ze świętami dobiegła też końca wizyta moich Dziewczyn i dziś odwieźliśmy je na lotnisko. O tej porze już pewnie wygrzewają się w cieple własnego domu i próbują udobruchać Kota, który z pewnością chodzi obrażony za to, że musiał cały tydzień spędzić pod opieką obcej osoby...
No ale cóż poradzić - wszystko, co dobre, kiedyś się kończy... Na nasze nieszczęście - stanowczo zbyt szybko.
A na pocieszenie została mi tylko Teściowa, która ostatnio coraz częściej doprowadza mnie do szału. Mam nadzieję, że jakoś przeżyję tę jej wizytę i wspólną podróż do Polski, pozostając przy zdrowych zmysłach. Jednak to prawda, że co za dużo to niezdrowo i na własnej skórze przekonuję się, że dwie 3-tygodniowe wizyty Mother-in-love w przeciągu niecałych 3 miesięcy, to stanowczo za wiele...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz