Wczoraj były moje n-te urodziny. Kurczę, zdecydowanie bliżej mi już do trzydziestki, niż do dwudziestki... Dziwne to, bo wcale się nie czuję, wręcz przeciwnie - cały czas wydaje mi się, że jestem w przedziale 19-21. A emocjonalnie, to czasem bywam nawet rozhuśtaną piętnastolatką... Gdzie mi do tej trzydziestki?

I na dodatek niczego ważnego nie dokonałam (jeszcze!). Póki co, bardziej lub mniej udolnie, wypełniam rolę matki i żony. I coraz częściej mam chrapkę na osiągnięcie czegoś jeszcze - może spróbować się w zawodzie?... I choć tu, gdzie teraz jestem nie jest łatwo dostać taką pracę, nie poddaję się i walczę o spełnienie tej "zachcianki". Plus zaczęłam (w końcu!) małymi kroczkami dążyć do wykonania mojego Wielkiego, Tajnego PLANU. Jak się uda, to może w dniu moich trzydziestych urodzin, będę miała zawodowe powody do dumy...

A na razie mogę się pochwalić udanym małżeństwem, cudownym synkiem, spokojnym życiem rodzinnym i tym, że wreszcie udało mi się odstawić Niutka od piersi - co mnie naprawdę niezmiernie cieszy, bo powoli zaczynałam wątpić w to, że kiedyś z Niutkiem dojrzejemy do tego, żeby przeciąć tę emocjonalno-fizyczną "pępowinę"...

No a teraz kolejny rok przede mną i z tej okazji życzę sobie niewyczerpanych pokładów cierpliwości, pokonania swoich lęków i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów. I żeby nie było gorzej, niż do tej pory...

Właśnie się dowiedziałam oficjalnie (bo tak naprawdę to wiem o tym już od kilku dni), że moja kochana Kuzyneczka się zaręczyła! Jej wybranek oświadczył się dokładnie w dniu Jej urodzin! Cóż za romantyk...

Ta wiadomość przypomniała mi moje własne zaręczyny, kiedy to M. oberwało się za bezsensowne kupowanie wielkiego bukietu z okazji mało istotnej 3. rocznicy naszego bycia razem. Dopiero, gdy przede mną klęknął zorientowałam się, że te kwiaty to z zupełnie innej okazji... A kiedy wyjął pierścionek - dokładnie taki, o jakim zawsze marzyłam: srebrny, suto zdobiony, z dużym oczkiem z granatu - nie mogłam wykrztusić z siebie ani słowa i byłam totalnie zaskoczona, bo mimo że często męczyłam temat oświadczyn, do głowy mi nie przyszło, że mój Ukochany szykuje dla mnie taką niespodziankę!

Potem nie mogliśmy się zdecydować, czyim Rodzicom w pierwszej kolejności obwieścić tę nowinę, więc postanowiliśmy zarezerwować stolik w restauracji i zaprosić Ich na wspólny obiad. Oczywiście zanim zdążyliśmy podzielić się z naszymi Rodzicami tą wspaniałą informacją, Oni zalali nas falą swoich domysłów: że na pewno jestem w ciąży i trzeba szybko organizować ślub i wesele, a nawet, że już jesteśmy po ślubie, bo ktoś zwrócił uwagę na to, że M. ma na palcu obrączkę, którą zresztą dostał ode mnie ze sto lat wcześniej (tacy spostrzegawczy!). I w końcu odetchnęli z ulgą, gdy dowiedzieli się, że się po prostu zaręczyliśmy...

Oj pięknie było, oj pięknie...

Kilka dni temu udało nam się uchwycić pierwsze kroczki naszego Malucha!!! Myślałam, że to będzie przełom i po tej udanej pierwszej próbie Niutek będzie czynił kolejne, aż wreszcie opanuje trudną sztukę poruszania się na dwóch kończynach do perfekcji. Czas mija, a nasz leniuszek ociąga się z nauką - owszem zrobi ze trzy kroki, jak się Go wystarczająco długo i ładnie o to prosi, a potem ostentacyjnie pada na pupę i w pokonuje resztę dystansu raczkiem z zawrotną prędkością. I właściwie nie w głowie Mu chodzenie, woli wypróbowaną metodę przemieszczania się, zwłaszcza, że nie trzeba się tak spinać, żeby utrzymać równowagę, a i cel można osiągnąć dużo szybciej. Poza tym, to On się chyba trochę boi tego chodzenia, a przynajmniej sprawia takie wrażenie... Szkoda, że nie boi się wspinać wszędzie, gdzie tylko da radę - na parapet, ławę, krzesła, a ostatnio nawet na stół! No nic chyba przyjdzie nam jeszcze długo poczekać zanim Niutek przekona się do używania swoich nóżek...

Dziś rano Niutek zwiał mi z sypialni! Bawił się grzecznie na podłodze (a ja korzystając z kilku chwil ciszy wylegiwałam się jeszcze w łóżku, obserwując rozrabiakę, spod przymkniętych powiek), aż nagle usłyszał M. wychodzącego do pracy. Poraczkował do drzwi, wstał i tak długo kombinował, tak długo wypróbowywał wszelkie możliwe sposoby wieszania się na klamce, aż wreszcie udało Mu się otworzyć drzwi. Jak tylko tego dokonał, wypełz na przedpokój i pomknął w stronę drzwi wyjściowych. Dorwałam skrzata, jak po pokonaniu dwóch schodków prowadzących do salonu, próbował dobrać się do kociego jedzenia.

Od pewnego czasu (a dokładnie od momentu, kiedy nabył tę umiejętność na wakacjach u Babci), Niutek wspina się na co tylko może - kanapy, fotele, niskie parapety. Ale dziś przeszedł samego siebie! Gdybym tego nie widziała, to na pewno bym w to nie uwierzyła!

Otóż: ostatnio kupiliśmy Niutkowi bańki mydlane, dzięki czemu ma jeszcze większą frajdę w kąpieli, kiedy próbuje je złapać. A dziś postanowił nosić bańki ze sobą. I tak bawił się nimi w sypialni, potem w salonie, aż wreszcie nadeszła pora posiłku i M. zabrał Małemu bańki i postawił je na blacie w kuchni. Po dobrych kilku godzinach, Niutuś wypatrzył swoją nową ulubioną zabawkę i zapragnął znów mieć ją przy sobie. Zapragnął tego tak mocno, że w tej swojej maleńkiej główeczce obmyślił plan, jak dostać się do baniek, których nie może sięgnąć stojąc na podłodze. Podszedł do krzesła i zaczął je przesuwać do blatu, a kiedy stało tuż przy nim wdrapał się na krzesło, wyciągnął rączkę i pochwycił bańki! Po tym wyczynie Niutka rozpierała taka duma, że nie mogłam się opanować i zrobiłam kilka zdjęć - na swoje nieszczęście, bo Młody wykombinował sobie, że ta Jego wspinaczka przypadła mi do gustu, także resztę popołudnia spędziłam na ściąganiu Go z krzeseł i bezskutecznym tłumaczeniu, że to, co robi jest niebezpieczne.

To zaskakujące, jak z dnia na dzień ten mój Synek robi się coraz sprytniejszy.

P.S. Mamy kolejną czwórkę! Nareszcie! Chociaż Niutek nadal chodzi nieco podrażniony, więc mniemam, że to jeszcze nie koniec i niecierpliwie czekam na resztę.

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy