I w końcu nadszedł ten dzień, dla którego przyjechałam do Polski. Dzień pełen lęku i nerwów. Ale także pełen nadziei, że wszystko będzie dobrze, że nie trzeba się już będzie dłużej obawiać i martwić, że potem będzie już tylko radość.

Ale póki co są długie godziny oczekiwania i uczucie bezsilności, kiedy nie można zrobić zupełnie nic... No może tylko się pomodlić...

I tak, jak uwielbiam tu wracać, do Polski, do Domu, to wolałabym już nigdy nie przyjeżdżać z takiego powodu.

Właśnie zrobiłam sobie najpiękniejszy i najdroższy (zarówno w sensie finansowym, jak i emocjonalnym) imieninowy prezent - byłam na pierwszym spotkaniu z moją maleńką fasoleczką!!! Oczywiście nie sama, była też ze mną moja Siostrzyczka i Niutuś. I żałują tylko, że M. nie mógł być z nami tego dnia, bo tylko Jego brakowało mi do pełni szczęścia.

Było cudnie: te machające rączki, fikające nóżki, bijące serduszko... Maleństwo ma już ponad 5 centymetrów długości i zapowiada się, że zaszczyci nas swoją obecnością po drugiej stronie brzucha na samym początku września. I w związku z tym terminem tak mi się zamarzyło, że może (w przeciwieństwie do Pierworodnego) Kruszynka zechce się pospieszyć o te 4-5 dni i zrobi mi najwspanialszy prezent urodzinowy, jaki mogłabym wyśnić...

Już bym chciała potrzymać tę maleńką Dziecinkę w ramionach, a tu jeszcze tyle miesięcy oczekiwania na ten cud...

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy