Co się u nas działo, podczas mojego na blogu niebytu. No i czemu właściwie nie piszę.
Nie pisałam bo... i tu lista wymówek mogłaby być długa, ale po cóż się wymawiać, kiedy jedynym sensownym i w dodatku najprawdziwszym wyjaśnieniem jest lenistwo, które dopadło mnie jakiś czas temu i nie chce odpuścić. A i pogoda, która wreszcie stała się piękna, ciepła i słoneczna, jakoś nie skłania mnie do otrząśnięcia się z tego marazmu. Bo po co siedzieć przed tym pudełkiem i stukać w klawiaturę, kiedy można wylegiwać się na trawce w ogródku i korzystając z tego, że dzieciaki zajęte swoimi sprawami, chwilowo nie grandzą, w spokoju poczytać książkę, na którą wcześniej nie miałam czasu.
A jednak początkowo inny powód był. I powodem tym było (o ironio!) pisanie. Namówiono mnie do pewnego przedsięwzięcia, lecz w trakcie doszłam do wniosku, że nic z tego nie będzie, bo mam za mało czasu i poddałam się. Zresztą i tak nic sensownego z tej pisaniny nie wychodziło, chociaż muszę przyznać, że pomysł był dobry. A właściwie jest dobry. I zaniechany tylko na chwilę. Muszę tylko znaleźć moment ciszy i skupienia, aby ten pomysł dopracować, doszlifować, dopieścić...
A co się działo? No działo się sporo - byliśmy w Polsce, nacieszyliśmy się Rodzinką, Rodzinka nacieszyła się nami. Niestety nie udało nam się spotkać ze wszystkimi, z którymi mieliśmy nadzieję się spotkać. Urządziliśmy piękny Chrzest naszej córci - wyglądała na nim jak księżniczka z bajki. Przeżyliśmy anginę Niutka i zapalenie krtani Cysi, przez co mieliśmy zmarnowaną Wielkanoc, spędzoną na bieganiu od lekarza do lekarza, a także podróż powrotną całą w nerwach.
W tym czasie Cysia wyhodowała pięć zębów, zaczęła raczkować, siadać a ostatnio nawet wstawać o własnych siłach. Teraz już nawet zaczyna kombinować, jakby tu się przemieszczać w pozycji stojącej, ale na moje szczęście jeszcze nie bardzo jej to wychodzi, więc póki co pomyka na czworakach z prędkością światła, dokuczając starszemu bratu i pakując się w większe, bądź mniejsze tarapaty.
I to tyle ode mnie na dziś. Jak mi się będzie chciało (a pewności, że będzie, mieć nie można), to opiszę miniony weekend, który był naprawdę wspaniały, zważywszy na pogodę i to, że już od jakiegoś czasu potrzebowaliśmy wszyscy odskoczni od szarej, dusznej codzienności. Może nawet napiszę o tym jutro, bo prognozy znów zapowiadają deszcz...
Jeśli ktoś miałby ochotę przeczytać coś mojego, ale z zupełnie innej bajki, niż ten blog, to zapraszam tutaj.
Autor:
vainionn
komentarze (0)