A oto moje dzieło:
Trochę się przy tym napracowałam, ale było warto, czyż nie?
Mieszkamy w naszym małym, białym domku na wsi! I jak na razie jest bosko - za oknem widok na wzgórza i wierzchołki drzew pobliskiego lasku, wokół cisza i spokój, od czasu do czasu przerywana pianiem kogutów, bądź szczekaniem psów... No i przede wszystkim kawałeczek własnego ogródka... Chociaż mówienie "ogródek" o tym kawałku trawnika wydaje się być mocno przesadzone - zresztą nieważne, jak go nazwę - najważniejsze, że jest.
W środku już jest prawie "po naszemu". Zajęło na to trochę czasu, zwłaszcza pokój Niutka, ale opłacało się ten czas zainwestować - przekonała mnie o tym mina mojego Syna, kiedy ujrzał swoje nowe lokum.
A właśnie przeprowadzka była kolejnym krokiem milowym w odcinaniu pępowiny, po odstawieniu od piersi i nauce samodzielnego zasypiania - postanowiliśmy iść za ciosem i wyprowadzić Go z naszej sypialni. Obawiałam się tego bardzo, ale okazało się, że Niutuś nie oprotestował tego pomysłu, co więcej lepiej Mu się śpi w Jego własnym pokoju. A my możemy wreszcie znów korzystać z uroków posiadania własnej sypialni...