Niutek był dziś straszliwie nadwrażliwy i nadpobudliwy. Co i rusz włączało Mu się marudzenie: a to, bo nie pozwoliłam wyciągać śmieci; a to, bo nie mógł pobawić się kablem; a to, bo wstał i nie potrafił usiąść; a to, bo był zmęczony i nie mógł usnąć. Pod koniec dnia byłam już tak zmęczona, że tylko marzyłam o tym, by wreszcie położyć Go spać. Na domiar złego M. dziś w pracy od 8.00 do 23.00, więc byłam, a w zasadzie nadal jestem z Niutkiem zupełnie sama. No i ta przeklęta deszczowa pogoda, która uniemożliwiła nam dzisiejszy spacer i chwilę wytchnienia.

Dobrze, że rano zapodałam sobie kawusię, jakbym przeczuwała nadchodzący kataklizm, bo bez tego pewnie byłabym już całkiem przeżuta, wypluta i nie do życia.

Codziennie z utęsknieniem wypatruję jej pierwszych oznak - rozkwitających kwiatów, bezchmurnego, błękitnego nieba, słońca i cieplejszego wiatru. Ale ona postanowiła wodzić mnie za nos, dając mi jeden dzień słonecznej radości i z powrotem wpuszczając zimę do tej wiecznie zielonej krainy...

A zima szaleje! Szczypie mrozem w uszy, śniegiem dekoruje drzewa, domy, samochody. I za nic nie chce odpuścić, odejść, zrobić miejsca wiośnie. A ja już tak bym chciała wygrzać moje stare, umęczone zimnem kosteczki w pełnym słońcu, na ławeczce w parku, wsłuchana w śpiew ptaków, zaczytana w jakiejś ciekawej lekturze, spoglądając raz po raz na harce moich kochanych Mężczyzn.

Ech, wiosno... Gdzie ty jesteś?...

I z tej okazji rano, a właściwie o w pół do dwunastej, obudził mnie M. przynosząc mi małą torebkę z prezentem od Niego i Niutka, kwiaty i obwieszczając, że śniadanie jest gotowe.

W torebeczce znalazłam słodkości w postaci trójkolorowej czekoladki z napisem "MUMMY" - nigdy wcześniej nie spotkałam się z różową czekoladą... Do tego pęczek bransoletek drewnianych i metalowych w różnych odcieniach niebieskiego. A kwiaty, hmmm... chryzantemy... Czyżby M. chciał dać mi w ten sposób coś do zrozumienia? Jak Go o to zapytałam, to jak zwykle stwierdził (tak, tak, to nie pierwszy raz dostałam od Niego taki bukiet), że są ładne, kolorowe i przede wszystkim miały najdłuższą datę ważności. Ach, ten Jego praktycyzm - czasem jest uroczo rozbrajający...

Fajnie mieć imieniny!

Wczoraj przekonałam się, że nigdy nie należy myśleć: "mnie to się nie przytrafi". To była najboleśniejsza lekcja w moim życiu...

A teraz ogarnia mnie wściekłość na moją własną głupotę i brak wyobraźni! I czuję gorycz i żal do samej siebie...

Dlaczego człowiek nie potrafi uczyć się na błędach innych? Dlaczego musi sam do wszystkiego dojść?

Mam tylko nadzieję, że jedna taka nauczka w życiu wystarczy, bym już nigdy nie popełniła tego błędu. Że moje serce nie będzie musiało już nigdy więcej krwawić z powodu mojej głupoty...

Oby sprawdziło się przysłowie, że mądry Polak po szkodzie...

Na dworze ciepło i słonecznie. Ptaki coraz głośniej świergoczą nad ranem. A na drzewach w parkowej alejce widać już pierwsze pąki liści.

Jak miło przechadzać się w taką pogodę po skwerku i obserwować, jak przyroda budzi się do życia. Odetchnąć pełną piersią i poczuć na twarzy powiew ciepłego wietrzyku.

I nastrój od razu się zmienia...

Ledwie dwa tygodnie temu, Niutek zaczął raczkować i siadać prościutko, jakby kij połknął, a już zaczął trenować nowe umiejętności motoryczne.

Wczoraj udało Mu się wstać samodzielnie. Tak bardzo spodobał Mu się ów wyczyn, że powtarzał go w kółko przez kwadrans. I przez ten kwadrans moje ciało było maltretowane, bo służyłam Niutkowi za podpórkę. Ale warto było dać się tak wykorzystać, bo jak patrzyłam na dumnego z własnych wyczynów Synusia, który po każdej udanej próbie raczył mnie szerokim od ucha do ucha uśmiechem, to serce mi się rozpływało z radości. A jednocześnie ogarnęła mnie jakaś taka nostalgia, że On z dnia na dzień robi się coraz bardziej niezależny, a jeszcze tak niedawno... Eh, przeszłe czasy...

Z kolei dziś, Niutek przeszedł samego siebie - wstał przy parapecie, który w salonie jest niecałe pół metra nad podłogą, po czym odwrócił się w stronę łóżka, gdzie dojrzał jedną ze swoich zabawek. I nagle tak bardzo jej zapragnął, że z tego pragnienia zrobił pierwszy w swoim życiu krok! Złapał zabawkę, a zaraz potem runął na pupę, zadowolony z osiągnięcia celu.

Ciekawe, jak długo potrwa to rozwojowe przyspieszenie? Bo jak tak dalej pójdzie, to Niutek gotów chodzić na długo przed ukończeniem pierwszego roku życia...

Ostatnie pięć poniedziałków spędziliśmy wspólnie na zajęciach z masażu dla niemowląt, o którym dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo. Otóż dzień po naszym powrocie z wakacji, do naszego mieszkania zadzwonił domofon - okazało się, że były to panie z ArKe Sure Start, rządowego projektu, który ma na celu wyrównywanie szans rozwojowych dzieci. Panie pokrótce przedstawiły nam założenia całego przedsięwzięcia, opowiedziały o zajęciach, które organizują i zaprosiły na zaczynające się właśnie zajęcia z masażu dla najmłodszych szkrabów. Jako, że już od jakiegoś czasu myślałam o tym, żeby Niutka porozpieszczać w ten właśnie sposób, to zamysł uczęszczania na te zajęcia bardzo mi się spodobał. A że miały się odbywać w czasie, kiedy M. miał akurat wolne i mógł chodzić razem z nami, spodobało mi się jeszcze bardziej.

I tak trafiliśmy na fantastyczne pięciospotkaniowe warsztaty z budowania więzi i bliskości z dzieckiem, ale również i ze sobą nawzajem za pomocą dotyku.

Niutek był najstarszym brzdącem w całej grupie i najbardziej rozbrykanym. Masowanie Go było wielką sztuką, ponieważ bardziej, niż leżenie w miejscu i oddawanie się relaksowi w rękach rodzicieli, interesowało Niutka eksplorowanie nowej, nieznanej Mu przestrzeni. Dlatego też w masowanie Malucha byliśmy zaangażowani oboje - jedno z nas próbowało okiełznać wijące się ciało i poddać je zabiegom, a drugie kombinowało, czym zająć Syneczka, żeby nie spełzał z maty. Oj, ciężkie to było zajęcie! A Niutek, ani myślał ułatwić nam zadanie i przyjmował takie pozy i tak się wyginał, że nawet we dwójkę mieliśmy problemy z opanowaniem tego małego piskorza.

Na przedostatnich zajęciach, kiedy Niutek pobijał swoje własne rekordy w uciekaniu, prowadząca stwierdziła, że z pewnością na ostatnim spotkaniu Malutki do niej przyraczkuje. Oczywiście skwitowaliśmy to z M. śmiechem, bo wydawało nam się do równie nierealne, co trafienie szóstki w totka. Jakież było nasze zdziwienie, gdy po powrocie do domu, Niutek zaczął prezentować nam nowe umiejętności - siadanie i raczkowanie właśnie! I już sama nie wiem, czy to te masaże zmobilizowały Jego ciało do osiągnięcia kolejnych poziomów rozwoju, czy akurat na ten dzień zaprogramowała Go genetyka...

Już tak dawno nie pisałam niczego "świeżego", że aż wstyd! Ale złapałam takiego leniwca i nic mi się nie chce. Najgorsze jest to, że właśnie teraz bardzo dużo się zmienia, zwłaszcza u Niutka.

A więc od naszego powrotu z Polski Niutek:
- wyhodował uzębienie w postaci lewej dolnej jedynki (05.01.), prawej górnej jedynki (27.01.) oraz lewej górnej jedynki (29.01);
- zaczął zgrzytać zębami, doprowadzając nas tym do obłędu;
- usiadł samodzielnie (25.01.), a teraz to nawet prosto siedzi, nie składając się jak scyzoryk;
- zaczął raczkować (02.02.).

Do tego je "doroślejsze" potrawy w postaci słoiczków (od trzech dni dostaje nawet nie do końca zmiksowane jedzenie), które bardzo Mu smakuje. Przemieszcza się po całym salonie w tempie ekspresowym, przez co nie mam już szans na spokojne wypicie herbaty, o skorzystaniu z komputera nie wspominając. Jego ulubioną zabawą jest ganianie za naszą kotką i, o zgrozo, czasem nawet udaje Mu się ją złapać. No i od rana do nocy da się słyszeć piski Niutka, który z uwielbieniem ćwiczy swoje "bababa", od czasu do czasy wzbogacając swój repertuar o nowe sylaby: "gu", "ma", "wa", itp. I tylko M. chodzi struty, bo jeszcze ani razu nie usłyszał z ust swojego Synka choćby zalążka słowa "tata"...

I pomyśleć, że jeszcze niedawno Niutek przypominał mi małego żuczka, który położony na plecach wierzga nóżkami we wszystkie strony, nie wiedząc jak się obrócić. A teraz nie można nawet na chwilę spuścić z Niego wzroku, bo tylko rozgląda się tymi swoimi bystrymi oczkami, co by tu zbroić...

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy