Szczęśliwszego Nowego Roku...

W Wigilię Bożego Narodzenia
Gwiazda Pokoju drogę wskaże.
Zapomnijmy o uprzedzeniach,
otwórzmy pudła słodkich marzeń.
Niechaj Aniołki z Panem Bogiem,
jak Trzej Królowie z dary swemi
staną cicho za Waszym progiem,
By spełnić to, co dotąd snami.
Ciepłem otulmy naszych bliskich
I uśmiechnijmy się do siebie.
Świąt magia niechaj zjedna wszystkich,
Niech w domach będzie Wam jak w niebie.





I oto nastał ten dzień, na który czekałam z serca drżeniem i rumieńcem na licu, jednocześnie wzdragając się przed jego nadejściem - czyli Wielki Dzień Pieczenia Świątecznych Pierniczków.

Oczywiście znów wyszła z tego klęska żywiołowa, bo jak co roku, mimo składanych sobie obietnic, słowo własne złamałam i potroiłam(!!!) ilość ingrediencji z przepisu - ot, taki masochizm się we mnie budzi w tym okresie. Niutek początkowo brał czynny udział w powstawaniu katastrofy ugniatając i wałując oraz wykrawając pierniki, przy okazji zamieniając kuchnię w pobojowisko pełne mąki i okruchów surowego ciasta. Jednak po jakichś dwóch partiach świeżo upieczonych ciasteczek, cały Jego entuzjazm pękł niczym mydlana bańka i zostałam sama na placu boju...

Na pierwszy ogień poszły robione po raz pierwszy w mej kulinarnej karierze - specjalnie na choinkę - pierniczki z witrażem. Bardzo się bałam o to jak i czy w ogóle wyjdą. Ale wyszły. Na szczęście. Do tego wyszły cudne. Nic tylko przewlekać niteczki przez dziurki i wieszać na drzewku, ku uciesze oczu i, z pewnością, w końcu również podniebienia.

Kiedy już tajemne witrażowe składniki się pokończyły, nadszedł czas pieczenia zwyczajnych pierniczków, które na czas świąteczny będą gościć w puszce. I przyznam szczerze i bez bicia, że widząc ogrom ciasta, które mimo wałkowania i wykrawania gigantycznej ilości ciasteczek, jakoś wcale nie miało ochoty zmniejszyć swojej objętości, po prostu się poddałam, stwierdzając, że 52 sztuki na trzy osoby (nie wliczając w to tych witrażowych cudeniek) to i tak nadto. Podzieliłam resztę na trzy w miarę równe kulki i schowałam do zamrażarki na lepsze czasy. Mam nadzieję, że to się w ogóle mrozi... No i, że po rozmrożeniu zechce jednak coś z tego wyjść.

W każdym razie teraz mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że było warto się pomęczyć. Jak zachce mi się tak, jak mi się teraz nie chce, to pierniczki polukruje, żeby wyglądały bardziej odświętnie. No i moje przyrzeczenie-spostrzeżenie na rok przyszły zapiszę, to może wreszcie słowa dotrzymam: PODWÓJNA PORCJA TO NAPRAWDĘ DOŚĆ! Nawet dla największych łasuchów. Amen.

P.S. Magia pierniczków zadziałała - za oknem zaczął padać ŚNIEG!!!

... w zupełnie niezimowej aurze. Wszak słonko całkiem ładnie nam przyświecało, a wokół ani grama białego puchu, chociaż maleńki mrozek delikatnie podszczypywał nasze policzki i nosy. Tak czy siak, całkiem fajnie się spacerowało po długiej przerwie wymuszonej przez bardzo dżdżystą, a czasem wręcz ulewną jesień.

Grudzień się zaczął, więc teraz z niecierpliwością będziemy oczekiwać kolejnych kroczków przybliżających nas do najbardziej magicznych Świąt w roku. Pierwszy w kolejce jest 4. grudnia, na który to dzień zaplanowałam tradycyjne pieczenie pierniczków. W tym roku, jeśli wyjdą, to będą naprawdę wyjątkowe i cudnie przyozdobią naszą choinkę. Potem Mikołajki i mam nadzieję, że uda nam się zaliczyć parę imprez ze Świętym Mikołajem w roli głównej. A jeśli udałoby mi się spróbować własnych sił w warsztatach robienia bożonarodzeniowych wieńców, to już byłabym w siódmym niebie (no może pod maleńkim waruneczkiem, że owo dzieło mych nieporadnych rąk dałoby się powiesić bez wstydu na drzwiach)!

A póki co otwieramy adwentowe kalendarze i będziemy czekoladkami osładzać ten trudny czas oczekiwania.

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy