Dziś rano M. zaskoczył Niutka prezentem, który przywiózł wczoraj w środku nocy od niutkowego Dziadka - torem wyścigowym! Małemu prawie oczęta z orbit powychodziły, kiedy zobaczył pudełko, sterowane samochodziki i do tego jakieś dziwaczne pasko-puzzle. Długo się zresztą nie dziwował, tylko raz-dwa zabrał się za składanie toru. Bez instrukcji oczywiście, no bo kto by się tam przejmował kolejnością układania poszczególnych części. Zresztą to chyba ma po matce swej, czyli mnie, bo i ja zaczęłam cwaniakować, że nie takie rzeczy się w życiu składało, że ja bardzo chętnie, bez obrazków i w ogóle cóż miałoby być trudnego w złożeniu toru wyścigowego dla trzylatka. Nic! Po prostu pestka...
Moja pewność siebie minęła jednak bardzo szybko (gdzieś w okolicach 3-4 elementu tej układanki) i okazało się, że bez instrukcji to jednak ani rusz. Co gorsza, były też momenty, że i instrukcja na niewiele się zdawała. Ale w końcu, po dobrych kilkudziesięciu minutach pracy zespołowej, wraz z M. i Przyszłym Szwagrem, który wpadł do nas w odwiedziny, udało się to ustrojstwo dobrze zmontować. Wielkie toto wyszło, jak nie wiem co, więc zagraciło nam pół salonu - no ale czego się nie robi dla dziecka... i własnej frajdy!
A frajda była, że ho ho! I jakoś takie mam dziwne wrażenie, że lepszą zabawę miała nasza dorosła trójca, aniżeli adresat prezentu. Biedny Niutek słabo radzi sobie ze sterowaniem, więc co i rusz Jego samochodzik wypada z toru. Chociaż po Jego głośnym śmiechu wnoszę, że właśnie ta forma aktywności jest dla Niego najatrakcyjniejsza. A co tam będzie w kółko jeździł! On woli łamać reguły, jechać po bandzie! Być kaskaderem - oto Jego cel. Mnie z kolei bardzo podobało się bicie rekordów w ilości przejechanych okrążeń, bo okazało się, że zrobienie pełnego okrążenia to nie lada wyczyn. Natomiast seniorzy znaleźli uciechę w ściganiu się ze sobą. Jednym słowem - dla każdego coś miłego.
Autor:
vainionn
komentarze (0)