Ledwie dwa tygodnie temu, Niutek zaczął raczkować i siadać prościutko, jakby kij połknął, a już zaczął trenować nowe umiejętności motoryczne.
Wczoraj udało Mu się wstać samodzielnie. Tak bardzo spodobał Mu się ów wyczyn, że powtarzał go w kółko przez kwadrans. I przez ten kwadrans moje ciało było maltretowane, bo służyłam Niutkowi za podpórkę. Ale warto było dać się tak wykorzystać, bo jak patrzyłam na dumnego z własnych wyczynów Synusia, który po każdej udanej próbie raczył mnie szerokim od ucha do ucha uśmiechem, to serce mi się rozpływało z radości. A jednocześnie ogarnęła mnie jakaś taka nostalgia, że On z dnia na dzień robi się coraz bardziej niezależny, a jeszcze tak niedawno... Eh, przeszłe czasy...
Z kolei dziś, Niutek przeszedł samego siebie - wstał przy parapecie, który w salonie jest niecałe pół metra nad podłogą, po czym odwrócił się w stronę łóżka, gdzie dojrzał jedną ze swoich zabawek. I nagle tak bardzo jej zapragnął, że z tego pragnienia zrobił pierwszy w swoim życiu krok! Złapał zabawkę, a zaraz potem runął na pupę, zadowolony z osiągnięcia celu.
Ciekawe, jak długo potrwa to rozwojowe przyspieszenie? Bo jak tak dalej pójdzie, to Niutek gotów chodzić na długo przed ukończeniem pierwszego roku życia...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz