I z tej okazji rano, a właściwie o w pół do dwunastej, obudził mnie M. przynosząc mi małą torebkę z prezentem od Niego i Niutka, kwiaty i obwieszczając, że śniadanie jest gotowe.
W torebeczce znalazłam słodkości w postaci trójkolorowej czekoladki z napisem "MUMMY" - nigdy wcześniej nie spotkałam się z różową czekoladą... Do tego pęczek bransoletek drewnianych i metalowych w różnych odcieniach niebieskiego. A kwiaty, hmmm... chryzantemy... Czyżby M. chciał dać mi w ten sposób coś do zrozumienia? Jak Go o to zapytałam, to jak zwykle stwierdził (tak, tak, to nie pierwszy raz dostałam od Niego taki bukiet), że są ładne, kolorowe i przede wszystkim miały najdłuższą datę ważności. Ach, ten Jego praktycyzm - czasem jest uroczo rozbrajający...
Fajnie mieć imieniny!
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz