Wczoraj były moje n-te urodziny. Kurczę, zdecydowanie bliżej mi już do trzydziestki, niż do dwudziestki... Dziwne to, bo wcale się nie czuję, wręcz przeciwnie - cały czas wydaje mi się, że jestem w przedziale 19-21. A emocjonalnie, to czasem bywam nawet rozhuśtaną piętnastolatką... Gdzie mi do tej trzydziestki?
I na dodatek niczego ważnego nie dokonałam (jeszcze!). Póki co, bardziej lub mniej udolnie, wypełniam rolę matki i żony. I coraz częściej mam chrapkę na osiągnięcie czegoś jeszcze - może spróbować się w zawodzie?... I choć tu, gdzie teraz jestem nie jest łatwo dostać taką pracę, nie poddaję się i walczę o spełnienie tej "zachcianki". Plus zaczęłam (w końcu!) małymi kroczkami dążyć do wykonania mojego Wielkiego, Tajnego PLANU. Jak się uda, to może w dniu moich trzydziestych urodzin, będę miała zawodowe powody do dumy...
A na razie mogę się pochwalić udanym małżeństwem, cudownym synkiem, spokojnym życiem rodzinnym i tym, że wreszcie udało mi się odstawić Niutka od piersi - co mnie naprawdę niezmiernie cieszy, bo powoli zaczynałam wątpić w to, że kiedyś z Niutkiem dojrzejemy do tego, żeby przeciąć tę emocjonalno-fizyczną "pępowinę"...
No a teraz kolejny rok przede mną i z tej okazji życzę sobie niewyczerpanych pokładów cierpliwości, pokonania swoich lęków i wytrwałości w dążeniu do wyznaczonych celów. I żeby nie było gorzej, niż do tej pory...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz