I to spory, niestety. A o czym mowa? Jako, że właśnie minęły moje kolejne urodziny, oczywiście o mojej starzejącej się coraz bardziej osobie.

W poniedziałek wieczorem mój ukochany Mąż wyrzucił mnie na górę do łóżka, żeby móc w spokoju i pełnej tajemnicy wyczarować dla mnie tort - specjalnie na tę okazję. Spędził nad nim chyba ze trzy godziny i nic tylko narzekał, że Mu cholerstwo nie wyszło i już nigdy więcej (ach, skąd ja to znam?). A to oczywiście wcale nieprawda, bo tort pyszny, a do tego bardzo efektowny, bo składający się z bagatela 10 warstw!!! Napracował się przy tym Chłopina, nie ma co.

Następnego dnia rano, czyli w dzień moich urodzin, zostałam obdarowana (dużo bardziej trafionymi) prezentami przez moich kochanych Chłopaków. Od M. dostałam przepiękny metalowy świecznik z lusterkiem na tealighty, natomiast od Niutka ramkę z Jego zdjęciem, która to natychmiast wylądowała na mojej nocnej szafce, żebym mogła miło zaczynać każdy dzień. Po tych cudownościach zostałam przez M. poinformowana, że tort zjemy po Jego powrocie z pracy. No ok, nie spieszy mi się, aż tak, żeby się słodkościami objadać o 9.00 rano.

Po południu przyszła do mnie moja wielce oburzona Siostra, która jak się okazało grzecznie czekała z prezentami na powrót M. z pracy, żeby wszyscy razem i w ogóle, aż tu nagle wpada do naszej sypialni w poszukiwaniu czegoś do zapakowania własnych podarków i co widzi? Ano to, że Jej ukochany Szwagier już mnie obdarował. No to szybko, szybko - trzeba działać - Chłopak pod pachę i nuże składać mi życzenia. I oczywiście dawać prezenty, z wyraźną adnotacją, że to również od Mamusi. No i tu znów czekała mnie miła niespodzianka, bo oprócz fantastycznych kubków z sowami (na których punkcie mam ostatnio małego bzika), które widziałam w chwili zakupu, dostałam jeszcze pierścionek z "Nocą Kairu" (którą również uwielbiam i poluję na jakąś fajną bransoletkę z tym kamykiem - pojedynczym, dużym i ładnie oprawionym w srebro, niestety bezskutecznie...) oraz moździerz w kolorze czerwonym (oczywiście to również mi się marzyło już od pewnego czasu, a do tego ten kolor!!!). Po prostu cud, miód, malina.

Potem wrócił M. i w końcu był czas na tort. Niutek, jak tylko go zobaczył, zajął posterunek przy stole i za żadne skarby nie chciał go opuścić, nawet wówczas, gdy został poproszony o przyprowadzenie mnie z pokoju do kuchni. W końcu dał się jakoś przekonać i poprowadził mnie holem do kuchni, gdzie czekała mnie kolejna niespodzianka - tort zamiast zwykłych świeczek miał na sobie niesamowitego kwiatka, który to po odpaleniu wybuchał niebieskim, iskrzącym się płomieniem, by po chwili dumnie rozchylić swe różowe płatki, na których wesoło pełgały płomienie ukrytych wcześniej świeczek. Pomyślałam życzenie, dmuchnęłam... Zgasły wszystkie, ale dużo ich nie było... O wiele mniej, niż być powinno. M. marudził coś, że miało się jeszcze to dziwo obracać i wygrywać "Happy birthday", ale wytłumaczyłam Mu, że tak też jest cudnie, a może nawet i lepiej, bo jak pozytywka powala taką samą wirtuozerią, jak te ukryte w kartkach grających, to by nam tylko uszy powiędły. A tak to jest przynajmniej miło i sympatycznie... A efektów wizualnych i tak nic nie pobije.

I tak minął mi ten dzień. A żeby nie było za słodko, to poczułam się tak jakoś niesamowicie staro... Ale cóż poradzić, jak to już coraz bliżej trzeciego krzyżyka? Jeśli wierzyć tym wszystkim gwiazdom wielkiego i małego ekranu, to po trzydziestce jest lepiej - kobieta odkrywa w sobie niesamowite pokłady seksapilu, wiary we własne możliwości i to, że właściwie nie istnieje żadna siła, która mogłaby ją powstrzymać przez spełnianiem swoich marzeń i bycia spełnioną kobietą... Pożyjemy, zobaczymy ile w tym prawdy... A póki co trzeba na tę starą twarz zacząć codziennie szpachlą nakładać grube warstwy make-upu, żeby wyglądem ludzi na ulicy nie odstraszać...

I zupełnie na koniec - dmuchanie świeczek nic nie daje! Życzenie się nie spełniło... Ech, naiwności...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy