...które okazuje się wcale nie być takie małe. No ale po kolei.

Niedawno pisałam o chwilach grozy, które przeżyłam w trakcie badania przez pewnego niewprawnego Pana Doktora. A dziś historii tej będzie ciąg dalszy - trochę optymistyczniejszy.

Jakoś to sobie w główce wszystko poukładałam, że człowiek, jako istota błądząca ma prawo do pomyłek, zwłaszcza jeśli dopiero się uczy. W związku z tym nad dziwnymi wynikami doktorowych pomiarów postanowiłam przejść do porządku dziennego, zrzucając winę na karb tak zwanego "błędu pomiaru", który zastosowany do badania sprzęt posiada, zwłaszcza niewprawnie użyty.

I kiedy już byłam oswojona z tym, że to tylko nic nie znacząca pomyłka - wszak Dzidzia tak samo ruchliwa, jak i wcześniej, więc raczej nic złego się nie dzieje - poszłam na wizytę kontrolną do mojej Lekarki Ogólnej (taka tu od niedawna procedura). Pani Doktor (swoją drogą fantastyczna kobieta, do której mam bardzo duże zaufanie) wymacała mój brzuch, posłuchała tętna Maleństwa przez taką śmieszną archaiczną trąbkę, zmierzyła mi ciśnienie i zadała kilka pytań, po czym orzekła, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Po badaniu jeszcze chwilę sobie rozmawialiśmy (byli tam również M. i Niutek) o tym, jak to świetnie przechodzę tę ciążę (faktycznie - teraz nie mam na co narzekać), potem trochę o Niutku i Jego gabarytach przy urodzeniu. I właśnie wtedy razem z M. wyraziliśmy naszą cichą nadzieję, żeby tym razem Dzidzia była ciut mniejsza. Pani Doktor rzekła uspokajająco, że Jej zdaniem, Maleństwo jest duże, ale na pewno nie aż tak duże, jak nasz Pierworodny. I niby powinna mnie tym uspokoić...

Niby... Zamiast tego zasiała cień niepewności. To, że Doktorek przy badaniu USG popełnił błąd, to już wiemy. Ale co, jeśli ten błąd jest duży? Co jeśli znacznie zaniżył masę ciała Dzidzi i przy porodzie okaże się, że znów mam do czynienia z małym wielkoludkiem? Najgorsze było to, że kolejna wizyta była umówiona dopiero na 9.09, czyli sześć dni po planowanym terminie. A to oznacza, że Dzidzia będzie nabierała masy jeszcze przez ponad miesiąc. Któż to wie do jakiego pułapu wówczas dobije? Czyż nie słuszniej byłoby jeszcze raz, przed terminem, sprawdzić, czy aby na pewno nie należałoby indukować porodu wcześniej?

I wszystkie te moje obawy tak poruszyły M., że chłopina stwierdził, że podjedzie do szpitala i skonsultuje całą sprawę z naszą znajomą Położną. Niestety tej, której szukał nie zastał, ale zastał tę pod której opieką się znajdowałam zarówno w tej, jak i poprzedniej ciąży, a więc historię zna. Gdy przejrzała moje papiery, również stwierdziła, że coś jest nie tak, więc na wszelki wypadek postanowiła wyłuszczyć mój przypadek Pani Doktor Głównodowodzącej. Ta przejrzawszy dokumentację, pokręciła z niedowierzaniem głową i zaaranżowała przyspieszoną wizytę na 26.08, czyli dziś.

A dziś dużo bardziej rozgarnięta Pani Doktor pomierzyła Dzieciątko dokładnie i okazało się, że waga Jego wynosi 3600 z groszami. Co oznacza, że założywszy, iż pomiar dokonany przez Pana Doktora jest poprawny, Dziecko przybrało 1200 w trzy tygodnie!!! No chyba mało możliwe, ale może ja się nie znam. W każdym razie Pani Doktor stwierdziła, że Maleństwo jest na tyle przeciętne, że wywoływać Go na świat nie ma potrzeby i niech sobie spokojnie poinkubatoruje w mamusinym brzuchu przynajmniej przez tydzień do 2.09, a wtedy zadecydujemy o terminie indukcji (o ile samo wcześniej nie zadecyduje, że chce już pooglądać sobie ten nasz piękny świat).

No i z jednej strony ulga, że wszystko jest w porządku i Dzidzia w normie się mieści. A z drugiej - po cichu liczyłam, że może jednak się odrobinę za dużo wychyliła i trzeba będzie Ją przed terminem z brzucha wygonić, że w końcu będę mogła potrzymać Ją w ramionach i się Nią zachwycać... A z bardziej przyziemnych rzeczy - położyć się wreszcie na brzuchu. A tu nici z moich marzeń... Znowu trzeba czekać... Ach te moje leniwe Dzieci, coś się na świat nie garną - Niutek przeterminowany dziesięć dni, tu co prawda jeszcze nic nie wiadomo, a do terminu zostało dni osiem, ale jak na razie rychłego rozwiązania nic nie zapowiada...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy