I stało się dokładnie tak, jak podejrzewałam - żaden z oglądanych przez nas w poniedziałek domów nie zdołał nas zachwycić. Mało tego, dwa z nich to były jakieś klatki dla szczurów, czy innych gryzoni! Tyle w nich było przestrzeni, że człowiek nie miał się gdzie obrócić. No i jak tu myśleć o zasiedleniu takiej klitki z małym huraganem, w osobie syna mego Niutka? Toż on by wciąż poobijany chodził. No ale przejdźmy do rzeczy - mankamentów było sporo: od niewielkiej powierzchni, poprzez zupełny brak ogródka, niezbyt bezpieczne sąsiedztwo, aż do nadmiernej wilgoci, która prognozowała pojawienie się w niedługim czasie nieproszonego lokatora w postaci grzyba na ścianie... To jak dla nas wystarczające powody, by owe kandydatury odrzucić. Co prawda w tym zawilgoconym domu była fantastyczna kuchnia - jasna, przestronna, z mnóstwem szaf i szafeczek, które bez problemu pomieściłyby wszystkie moje graty, ale cóż z tego? Zdrowie ważniejsze!
I tak właściwie to z pięciu domów, które mieliśmy obejrzeć (oglądaliśmy jedynie cztery, bo piąty okazał się być położony przy głównej ulicy, o co nie do końca nam chodziło, kiedy wspominaliśmy w agencji nieruchomości o cichej i spokojnej okolicy...), tylko jeden w nieznacznym stopniu spełniał nasze oczekiwania. Miał jakiś tam niewielki ogródeczek, porośnięty trawą, dwie sypialnie (nie nazwałabym ich dużymi, niech będzie, że średniej wielkości) o podobnych wymiarach, które zostałyby zaadaptowane na pokoje dziecięce, no i naprawdę maleńką kliteczkę, w której moglibyśmy osiąść my, chociaż po wstawieniu tam małżeńskiego łoża i trzydrzwiowej szafy, musielibyśmy poruszać się lewitując nad tymi sprzętami... Także jest to naprawdę ostateczność.
Oczywiście przemiły Pan z jednej agencji i równie urocza Pani z drugiej, widząc nasze rozczarowanie, jeszcze raz poprosili o sprecyzowanie naszych oczekiwań i pożegnali się z nami słowami, że na pewno skontaktują się z nami, jak tylko pojawi się u nich w ofercie dom spełniający nasze wymogi. Poczekamy, zobaczymy, ile w tym było szczerych intencji, a ile czystego marketingu...
Najbardziej mnie martwi, że już sierpień za pasem i, niby jeszcze tyle czasu na poszukiwania i podejmowanie ostatecznych decyzji, ale w praktyce to minie on, jak z bicza strzelił i pozostaje tylko mieć nadzieję, że nie zostaniemy z ręką w nocniku i jednak uda nam się znaleźć wymarzone gniazdko...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz