Obiecałam sobie, że podczas pobytu w Polsce będę sumiennie i w miarę regularnie spisywać bieg historii życia naszego. Niestety ograniczenia czasowo-miejscowe nie pozwoliły wypełnić mi złożonej sobie obietnicy. W związku z tym muszę nadrabiać...
Podróż samolotem Niutek zniósł bardzo dzielnie. Byłam pod wielkim wrażeniem, bo nawet nie zapłakał.
Na miejscu też było fantastycznie - okazało się, że z Niutka bardzo towarzyski osobnik wyrósł, więc wszystkie babcie, ciocie i im podobne miały niesamowitą uciechę, kiedy się do nich garnął i wyszczerzał w uśmiechu tę swoją bezzębną paszczkę. Brały więc Go wszystkie na ręce i nosiły, kołysały, zabawiały na wszelkie możliwe sposoby... A Niutkowi w to graj! I tylko my dwoje patrzyliśmy na to z odrobiną smutku, bo zdawaliśmy sobie sprawę, że po powrocie będą już tylko dwie pary rąk do okiełznania Bestyjki, ale pozwalaliśmy rozpieszczać nasz Skarb całej rodzinie, która po raz pierwszy miała Go w zasięgu ręki.
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz