Droga powrotna również należała do udanych, chociaż na lotnisku w ogóle się na to nie zapowiadało, gdyż Niutek ni z tego, ni z owego włączył syrenę alarmową i na cały głos zaczął domagać się jedzenia. Poszłam więc z Nim do pokoju matki i dziecka, by móc Go spokojnie nakarmić. Na miejscu ocknęłam się i zdałam sobie sprawę, że jesteśmy w Polsce - w pomieszczeniu nie było ani zamka, ani żadnego krzesła, na którym mogłabym usiąść i spokojnie przystawić Niutka do piersi! No ale, że potrzeba matką wynalazków, a Malutki płakał na potęgę, nie mogłam zbyt długo zastanawiać się, co z tym fantem zrobić - musiałam działać. Na szczęście przewijak stał tuż obok drzwi, więc szybko umieściłam na nim Szkraba, wyjęłam osprzęt do karmienia, pochyliłam się i zatknęłam piersią wrzeszczącą buźkę Syneczka. Ręką cały czas trzymałam klamkę, żeby czasem nie wpakowali nam się do środka, jacyś nieproszeni goście. Było mi strasznie niewygodnie, ale czego się nie robi dla miłości...

Lot przebiegł już bez komplikacji - Niutek zasnął prawie po starcie, a obudził się tuż przed lądowaniem, więc mogliśmy z M. spokojnie poobserwować i komentować rodzący się na naszych oczach romans, który jak okazało się na lotnisku, nie skończył się wraz z osiągnięciem celu podróży.

Do domu trafiliśmy tuż przed północą, więc zrobiliśmy sobie rodzinny dzień dziecka i szybciutko wskoczyliśmy we trójkę do łóżka...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy