Niutek zaczął mi ostatnio pełzać. Najpierw na łóżku, wspak, jak mały raczek, a od dwóch dni trenuje na macie i podłodze.

Wygląda przekomicznie - podnosi wysoko kuperek, opiera się na łokciach i... zanim ruszy kładzie głowę na piąstkach odpychając się z całej siły stopami od podłogi. Trzeba przyznać, że się przesuwa - odrobinę w przód, albo w tył.

Czasem pewnie wspiera się na piąstkach, mężnie unosi głowę do góry, kołysze się we wszystkie strony. A gdy z nadzieją na sukces zachęcam Go do ruszenia z miejsca, On patrzy na mnie uważnie, wyszczerza w uśmiechu swoje bezzębne dziąsła i... pada, jak długi na podłogę.

Wydaje mi się, że Niutkowi potrzeba tylko chwili na dopracowanie odpowiedniej techniki i będziemy mieć w domu wszędobylskiego pełzaka.

A może potrzebuje jakiegoś silnego bodźca, który zdopinguje Niutka, do raczkowania? Jeśli tak, to myślę, że świąteczna choinka - pełna ozdób i mieniąca się feerią barw... A wtedy - klękajcie narody! - oto Niutek ruszył na podbój świata

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy