Nastał grudzień. Niedługo Święta - pierwszy raz od dwóch lat spędzę je w domu z całą Rodziną. Tak bardzo za tym tęskniłam w poprzednich latach...
A teraz? Jakoś w ogóle mnie nie cieszy myśl, że już za kilka dni wsiądę na pokład samolotu, by znów znaleźć się w domu.
Grudzień tu taki ciepły, szary, deszczowy i mglisty... Bardziej to przypomina fatalną, smętną późnojesienną pogodę, niż zimę. I to sprawia, że mam jakiś taki depresyjno-gniewny nastrój. Błąkam się z kąta w kąt, nic mi się nie chce... I tylko ciskam się o byle co, posykując na Niutka, wrzeszcząc i obrażając się na M. Nie mają ze mną lekko - taka się we mnie wredota obudziła... Aż się za to wszystko sama na siebie wściekam! Najgorsze, że jakoś nie mogę wygrzebać się z tej chandry... A Chłopaków mi żal...
Mam nadzieję, że chociaż Święta będą białe i naprawdę rodzinne - może to sprawi, że zły humor pójdzie sobie precz.
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz