Po ponad dwóch latach mieszkania w tej małej mieścinie, myślałam, że znam ja na wylot. Okazało się, że bardzo się myliłam.

Wczoraj M. wyszedł z Niutkiem na spacer, a gdy wrócił zaczął mi opowiadać na jakie fajne miejsce trafił. Takie bardzo spacerowe, których tu niestety bardzo brak. Okazało się, że za pałacem znajdują się ogrody dostępne dla spacerowiczów. Nie miałam o nich pojęcia, mimo że spędzam w tamtych stronach sporo czasu, bo jest tam taki świetny małpi gaj - z dala od zgiełku ulic, otoczony drzewami - miejsce, w którym naprawdę można odpocząć... Dlatego, kiedy M. opowiedział mi o ogrodach pałacowych, byłam bardzo zdziwiona - jakim cudem, nigdy ich nie zauważyłam? Postanowiłam na własne oczy zobaczyć te cuda, które opisał mi M., najszybciej jak to będzie możliwe.

Dziś pogoda okazała się dla mnie przychylna i, zamiast deszczem, uraczyła mnie słońcem. Mogłam wcielić swój plan w życie. Przed obiadem, ubrałam Niutka i siebie, i wyruszyliśmy zbadać teren.

Na miejscu okazało się, że M. znalazł naprawdę urokliwe miejsce - dużo zieleni, żwirowane alejki, stoliki do gry w szachy... Było tam też coś w rodzaju ogródka w stylu japońskim z kilkoma niewielkimi, połączonymi ze sobą akwenami, mostkiem, poidłem dla ptaków, niewielką fontanną i metalową rzeźbą kwiatu, na którym przysiadła ważka. Spodobało mi się to wszystko do tego stopnia, że starannie obfotografowałam, niemalże każdy szczegół. I zaczęłam żałować, że zbliża się zima, a nie na przykład wiosna. Jakże miło byłoby posiedzieć w tych ogrodach sensorycznych dłużej (bo tym okazał się być ów japoński ogródek), powygrzewać się w ciepłym słońcu, posłuchać szumu wody... Eh, byle do wiosny...

Potem poszłam dalej, zgodnie ze wskazówkami, których udzielił mi M. i dotarłam do niewielkiego wzgórza, w którym były wmurowane wielkie czerwone drzwi. Nagle poczułam się, jakby ktoś przeniósł mnie do tolkienowskiego Shire. Zaczęłam się rozglądać wkoło w poszukiwaniu jakichś hobbitów, ale jedyną istotą, którą można by uznać za przedstawiciela tej baśniowej rasy, był Niutek, smacznie drzemiący w swoim wózku... Spojrzałam na tę jego słodką twarzyczkę i otrząsnęłam się z tego zamarzenia. Spojrzałam na zegarek i okazało się, że czas najwyższy wracać do domu.

Ciekawe, czy są tu jeszcze jakieś inne sekrety, które warto odkryć?

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy