Oto powrócił demon niedawno minionej przeszłości i zaatakował nas ze zdwojoną siłą, zawarłszy wcześniej sojusz z zielonooką bestią. A po normalnemu - bunt Pierworodnego powrócił - od kilku dni wszystko, dosłownie wszystko MUSI być na opak. Jak my "tak", to On "nie", jak my "nie", to On "tak". I tak w koło Macieju, od rana do wieczora. Do tego płacz z byle powodu, albo li też zupełnie bez powodu, plus krzyki, jakbym Go co najmniej skóry bez znieczulenia pozbawiała...

Głowa mi po prostu pęka z nadmiaru wrażeń akustycznych i od zastanawiania się, kiedy do mych drzwi zadzwoni bardzo miła pani z opieki społecznej, zaalarmowana przez przerażonych całą sytuacją sąsiadów, by sprawdzić, czy Dziecku na pewno nie dzieje się żadna krzywda. Jak na razie nie dzwoni. Na szczęście... Widać mamy bardzo odpornych sąsiadów. Nic, tylko im pozazdrościć wytrzymałości psychicznej, bo moja jest już na skraju wyczerpania.

Ponadto Niutek zaczął bardziej manifestować swoją, dotąd dość głęboko ukrytą, zazdrość płynącą z faktu posiadania rywalki, zwanej inaczej Siostrą. Co prawda nadal, dzięki Bogu, nie wyraża jej wprost, tylko w sposób odrobinę bardziej zawoalowany, czyli domaga się pełni mej uwagi akurat wtedy, gdy Cysia uwieszona jest na mojej piersi, co skutkuje znacznym ograniczeniem mojej możliwości poruszania się i spełniania Niutkowych zachcianek. A te bywają naprawdę różne, począwszy od łatwych do zrealizowania życzeń, w stylu "przeczytaj mi książkę", poprzez odrobinę bardziej skomplikowanych: "nakarm mnie", aż zupełnie niewykonalnych bez konieczności odstawienia Cysi: "posadź mnie na toalecie", czy też: "weź mnie na kolana". Oczywiście moje prośby o to, by chwilę zaczekał, spotykają się z głośnym protestem, przy którym wszystkie demonstracje po prostu wymiękają, tak, jak i moje uszy.

I tak się tylko zastanawiam: czy to się kiedykolwiek skończy? I na co mi było decydować się na dzieci i to od razu dwójkę? Ale wystarczy, że spojrzę na te moje małe Łobuziaki i wiem, że nie zmieniłabym swojej decyzji, nawet gdybym mogła.

A teraz nie pozostaje mi nic innego, jak tylko trenować się w technikach relaksacyjno-medytacyjnych tak długo, aż mój poziom profesjonalizmu będzie, co najmniej taki, jak u przeciętnego mistrza Zen. Wtedy żadne bunty i wybuchy zazdrości nie będą mi straszne! No to powodzenia...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy