Czas gna jak szalony. Dzień za dniem upływa tak niepostrzeżenie, że ledwo się orientuję, że zostało mi już tak niewiele czasu... z brzuchem. Zaledwie sto dni do terminu. Co prawda bardziej nastawiam się na to, że Dzidzia weźmie przykład ze swego starszego brata i wyjdzie spóźniona o jakieś dwa tygodnie, ale ta umowna data porodu to zawsze jakiś punkt odniesienia, dzień, którego z niecierpliwością wyglądam. A poza tym, może tym razem będzie inaczej i Maleństwo pospieszy się o kilka dni? Prawdę mówiąc, szczerze by mnie ucieszył taki prezent urodzinowy. Ale na rozwiązanie przyjdzie mi jeszcze poczekać te trzy miesiące... A póki co mogę sobie gdybać: kiedy Dziecię się pojawi, jakiej będzie płci... I czule głaskać się po brzuchu, którego już za tak niedługo przyjdzie mi się pozbyć...
No i jest jeszcze jedna kwestia, z którą będę musiała się uporać, najlepiej do porodu, imię dla tego małego szkraba... Jak na razie sytuacja jest patowa - M. sabotuje wszelkie moje propozycje, co gorsza, nie podając żadnych swoich typów. Muszę Go trochę przycisnąć, bo chciałabym mieć wszystko przygotowane na przyjście Dziecinki na świat - z imieniem włącznie. A jakoś nie jestem przekonana do podejścia: jak zobaczysz, to będziesz wiedziała. Wolę mieć coś w zanadrzu, a jak zobaczę i nie będzie pasowało, to wtedy pomyślę nad zmianą...
P.S. Trochę ponarzekałam na pogodę, a ta postanowiła zrobić mi z tej okazji złośliwego psikusa i diametralnie się zmienić. Otóż dziś było tak gorąco, że ledwie z Niutkiem w cieniu wytrzymywaliśmy... I kończyło się na tym, że Synek po godzince hasania po trawce siłą ciągnął mnie do domu, żeby jakoś uciec przed tym skwarem. Tak źle i tak niedobrze... Eh, ciężarnej nie dogodzisz...
P.S.2 U nas znów szykują się zmiany. Póki co drobne, ale koniec końców może się okazać, że po wakacjach czeka nas kolejna rewolucja... I to bynajmniej nie ze względu na Maleństwo. Ale na razie o tym sza! A jak się wyklaruje, to dam znać...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz