M. wrócił wczoraj do domu z naręczem bzu. Mojego ukochanego bzu, w moim ulubionym fioletowym kolorze... Gałązek było tyle, że ledwie udało mi się je pomieścić do jedynego wazonu, który posiadam. Ale udało się i teraz bez cieszy moje oczy i przyjemnie łechce nozdrza słodyczą swego zapachu. A do tego jest prawdziwą ozdobą w naszej sypialni...

Uwielbiam, gdy M. robi mi takie niespodzianki! Zwłaszcza z samego rana w niedzielę...

P.S. Mój "leniwy" Niutek zaczął się chyba powoli przekonywać do podejmowania wysiłku utrzymania swojego ciężaru na własnych nóżkach, bez podparcia. Wczoraj M. puścił ręce Młodego, gdy ten stał, a że Niutek się tego nie spodziewał, to minęło kilka sekund, zanim zorientował się, że stoi o własnych siłach. A gdy to nastąpiło, nie poleciał do przodu, jak to miał do tej pory w zwyczaju, lecz zgrabnie usiadł na swojej pupie. A dziś był tak zaabsorbowany trzymaniem bączka w obu rękach, że nie zauważył, że przestał się podpierać o łóżko. I stał! Zupełnie sam! I oto kolejny krok milowy zrobiony. Teraz nic, tylko czekać, aż zacznie chodzić bez naszej pomocy...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy