Wbrew tradycji, dzisiejszy dzień spędziłam na załatwianiu wyjątkowo poważnych spraw. Mianowicie zdawałam relację z historii medycznej całego mojego życia, do tego dobrowolnie pozbywałam się różnych płynów ustrojowych z mojego organizmu, a to wszystko po to, by położne nie przeoczyły niczego ważnego, prowadząc moją drugą ciążę. Kiedy już skończył się wywiad-rzeka na temat mojej chorobliwej przeszłości, po odczekaniu swojego w poczekalni, zostałam wreszcie dopuszczona przed oblicze pani doktor. A tam króciutka powtóreczka z rozrywki - nie wiem, chyba sprawdzali, czy nie gubię się w zeznaniach. Kiedy lekarka była już pewna, co do mojej prawdomówności, zaprosiła mnie na kozetkę i zrobiła króciuteńkie badanie usg, włączając na chwilę serduszko z taką głośnością, że chyba cały szpital słyszał, jego miarowe bicie...

Cudnie było móc znów popatrzeć na tę małą istotkę, która rośnie sobie pod moim sercem...

Do tego muszę się pochwalić, bo inaczej chyba wybuchnę, taka mnie dziś duma rozpiera z powodu mojego Syneczka. Był tam biedak przez te kilka godzin i spodziewałam się, że w którymś momencie nuda doprowadzi go do szewskiej pasji i zacznie się awantura nie z tej ziemi. No i właściwie wcale by mnie to nie zdziwiło, bo w końcu ile niespełna dwulatek może wytrzymać w miejscu, w którym jest niewiele do roboty. Na szczęście okazało się, że jednak można znaleźć zajęcie nawet w tak nudnym miejscu, jak szpitalne poczekalnie i gabinet położnej. I tak oto Niutek w dużej poczekalni odkrywał uroki plastikowego domku, w którym mógł się chować przed całym światem zamykając drzwi i okiennice, by go nie dostrzegły żadne ciekawskie spojrzenia. W małej poczekalni obserwował dwie złote rybki wesoło pływające w akwarium, które zostało tam zapewne umieszczone, aby odstresowywać czekające na swoją kolej ciężarne, ale z powodu bardzo wadliwej aparatury pompującej wodę, chyba jednak bardziej denerwowało, przynajmniej mnie. A z kolei w gabinecie okazało się, że położne mają całe pudło książeczek dla takich szkrabów, a więc Niutek - miłośnik literatury był w siódmym niebie oglądając te wszystkie kolorowe karty. Był tak zafascynowany tym znaleziskiem, że nawet nie zaprotestował, gdy opuściłam na chwilę gabinet zostawiając Go pod opieką dwóch nieznanych Mu pań. Mój mały dzielny Synek! Z kolei położne były pod wrażeniem, że nawet za mną nie zakwilił, bo - jak się dowiedziałam od jednej z nich - bardzo rzadko zdarza się 20-miesięczne dziecko, które tak reaguje, a właściwie nie reaguje, kiedy jego matka opuszcza pomieszczenie. No coż... chyba mam odważnego Syna.

No i na koniec jeszcze tylko wspomnę, że wszystkie położne, a przewinęło ich się dziś trochę na naszej drodze, i oczywiście pani doktor również mile połechtały moją matczyną próżność rozpływając się w zachwytach nad urodą i urokiem mojego Malca...

Czemu takie przyjemne dni nie zdarzają się częściej?...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy