It was a lovely weekend, jakby o ostatnich dwóch dniach powiedzieli tubylcy. W sobotę byliśmy na zlocie mniej lub bardziej klasycznych okazów motoryzacyjnych i pojazdów rolniczych, który odbywał się w naszej wiosce. I powiem szczerze, że było co oglądać:
Natomiast w ciepłą i słoneczną niedzielę otworzyliśmy sobie sezon grillowy. Zapakowaliśmy, co było niezbędne i wyruszyliśmy poodpoczywać na łonie natury, w naszym ulubionym parku. Grill wyszedł przepyszny, oprócz tradycyjnej polskiej kiełbachy, wrzuciliśmy na niego eksperymentalno-orientalne świńskie polędwiczki naszego pomysłu, które okazały się strzałem w dziesiątkę i przyjemnie pieściły nasze podniebienia. A do tego buły i sałatka ze świeżych warzywek, żeby było choć odrobinę zdrowo. Najedliśmy się bardziej, niż do syta... A potem część pochłoniętych kalorii spaliliśmy spacerując i podglądając mieszkające w parku kury, kaczki, indyki, owce i jelenie. Oj przyjemna to była niedziela, przyjemna...
A poza tym, to M. z nadmiaru wolnego czasu (a ma aż jeden dzień wolny na dwa tygodnie) postanowił zaszaleć i totalnie zmienić swój image. W ramach tej spektakularnej zmiany zgolił swoją ryżą bródkę, która towarzyszyła Mu już, jak obliczyliśmy, osiem lat! Przyznam, że zmiana okazała się szokująca i spektakularna, do tego stopnia, że M., nie mogąc przyzwyczaić się do swego nowego wizerunku, oświadczył dziś, iż postanowił swą brodę ponownie wyhodować...
No a teraz nie pozostaje nic innego, jak powoli (albo i trochę szybciej) przygotowywać się do nadchodzących Świąt Wielkiej Nocy. Na szczęście menu już ustalone, a zakupy zaplanowane na dzień jutrzejszy. Nie mam tylko pojęcia, jak ja się obrobię z gotowaniem i sprzątaniem, zwłaszcza że M. pracuje od rana do nocy, a Niutek najchętniej całe dnie spędzałby na podwórku... No i mam nadzieję, że rzeżucha nie zrobi mnie w konia, jak ostatnio i ładnie urośnie do niedzieli, żebym mogła umieścić cukrowego baranka na zielonej łączce - i wtedy to będą Święta...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz