Długo myślałam nad tym, jak spożytkować to moje "marne" życie (które najchętniej przesiedziałabym sobie w domowych pieleszach i spędziła na "nicnierobieniu", ale niestety tak się nie da) i w końcu wymyśliłam - PLAN 6-LETNI. I chyba jest to całkiem niezły plan. A przynajmniej konkretny. W przeciwieństwie do wszystkich innych moich życiowych planów, które jeden po drugim brały w łeb najczęściej z mojej winy, ten jest najbardziej szczegółowy i dopracowany.
Poza tym codziennie staram się wizualizować sobie cele, które powinnam osiągnąć w najbliższym czasie, by plan mógł wdrażać się w życie, a nie pozostawać w sferze błogich marzeń. I muszę przyznać, że te wizualizacje chyba mi pomagają. Dzięki nim plan jest coraz lepiej doprecyzowany. Jeszcze tylko chwila i będzie można zacząć fazę wdrażania go w życie.
Ale na to przyjdzie mi poczekać do końcówki czerwca. A póki co nadal będę snuła przed oczyma obrazy, w których osiągam kolejno cel za celem. Obrazy, dzięki którym zyskuję odwagę, by moje marzenia sięgały kosmosu, odwagę, by przełamać swoje lęki, odstawić na bok wszelkie wątpliwości i dążyć do celu nie zważając na przeciwności losu.
I wreszcie nie boję się marzyć...
Autor:
vainionn
0 komentarze:
Prześlij komentarz