U nas w końcu po Świętach... To znaczy w końcu rozebraliśmy choinkę. Na moje mogłaby jeszcze trochę sobie postać, choć z drugiej strony - na cóż mi ona ustrojona, skoro jutro wyjeżdżam i nie mogłabym cieszyć swych ócz tym widokiem. No, a M. stwierdził, że na pewno jej rozstrajać nie będzie, więc czekałoby to mnie po powrocie, czyli w marcu... Więc zebrałam się dziś do kupy i, przy nieocenionej pomocy Syna mego jedynego, a także Teściowej, złożyłam ustrojstwo do pudła.

A właśnie - jutro jedziemy do Polski. I pewnie byłaby to najfajniejsza wiadomość w Nowym Roku (poza zupełnie bezkonkurencyjną informacją o maleńkiej Istotce zasiedlającej moje podbrzusze!), gdyby nie trzy przesłaniające tę podróż cienie... Pierwszy cień - lecimy bez M., co oznacza jakieś dwa miesiące rozłąki, czego z całego serca nie znoszę. Drugi cień - podróżujemy w towarzystwie szanownej Teściowej, której już mam powyżej uszu. I ostatni, trzeci cień - strasznie się denerwuję, ze względu na ciążę... Mam nadzieję, że to będzie baaaaardzo spokojny lot.

No nic: komu w drogę, temu pora się wreszcie spakować i odprawić...

0 komentarze:

Prześlij komentarz

O blogu

"Gdy się zobaczyło tylko raz piękno szczęścia na twarzy ukochanej osoby, wiadomo już, że dla człowieka nie może być innego powołania, jak wzbudzanie tego światła na twarzach otaczających nas ludzi." (Albert Camus)

O mnie

Moje zdjęcie
"(...)nie ma nic milszego od sympatii, okazanej przez dziecko, spontanicznej i instynktownej, która każe nam wierzyć, że jest w nas coś prawdziwie godnego miłości(...)" Nathaniel Hawthorne

Obserwatorzy